Lekarz prowadzący pozwolił mi korzystać z tej maszyny do pisania. Dał też papier. Całą śnieżnobiałą ryzę. Powiedział, że zasługuję na to, biorąc pod uwagę postępy. Moje postępy. Chodzi o głowę, wiecie? Szarą masę o konsystencji grzyba zatrzaśniętą w czaszce jak puszka mielonki. Gotowanej mielonki, jeszcze ciepłej. Mózg identycznie paruje na mrozie, tylko inaczej smakuje...
Wiem, że lekarz czyta te słowa, będzie czytał kolejne, jeśli takie powstaną, jeśli na nie pozwoli. Maszyna i papier oraz tusz dają mi możliwość komunikowania się ze światem, opowiedzenia swojej historii, ostrzeżenia Was wszystkich. Tak prynajmniej myślałem, tak mówił lekarz. Ale przecież wiem, że to tylko kolejny test, narzędzie kontroli, sprawdzania tego, czy mój stan rzeczywiście się poprawia. Decyzji, czy zmienimy kolor pigułek...
Wątpię, żeby ktokolwiek inny poza doktorkiem, kiedykolwiek to przeczytał. Kartki trafią do kosza albo spłoną, obrócą się w popiół. Słowa wrócą do mojej głowy. Jednak muszę pisać. Potrzebuję wydalić, wyrzucić, wykrzyczeć z siebie wiedzę o Tym, wyrzygać ją z mojego umysłu, mojego zatrutego, chorego, posiniaczonego, biednego umysłu. Może wówczas mi się poprawi? Może wyzdrowieję? Wypuszczą mnie stąd? Usiądę znów na ławce w parku, patrząc na liście i gołębie skubiące okruszyny chleba. Poczuję na twarzy słońce. Tak mi tego brak…
Piszę więc panie doktorze. Czytasz? Myślisz, że Maszyna wyciągnie ze mnie więcej słów niż rozmowa z tobą? Klikanie długopisu na sesjach doprowadza mnie do pasji. To chciałeś usłyszeć? Przecież wiesz. Wiesz prawie wszystko, ale nic nie rozumiesz. Wiesz, ale nie widzisz. Nie, nie wiesz nic, bo nie wierzysz. Nie wierzysz wiec nie widzisz. Boisz się pytań bez odpowiedzi, pytań łatwo zadawanych przez niewinne dzieci, pytań wyśmiewanych przez przerażonych dorosłych, pytań o Prawdę, pytań o sens. Iluzja jest więzieniem, ale to my je wznieśliśmy, to my się ograniczamy i okaleczamy. Odpowiedzią na wszystko jest strach. Najstarsze i najsilniejsze uczucie. Zwierzęca spuścizna. Nasze przekleństwo. Klatka. Pułapka.
Strach... Ja boję się wielu rzeczy. Boję się swojego odbicia w lustrze, nie spoglądałem w nie od kilku lat. Ale to już wiesz. Wiesz wszystko o moim dzieciństwie, o tym jak się To zaczęło, jak tu trafiłem. Wiesz kogo straciłem i co odkryłem, także dzięki najcięższym ofiarom. Wiesz, że policja się myli. Nie będę tego wszystkiego powtarzał. Napisze o innych sprawach, nie tylko własnych doświadczeniach, ale także o wiedzy ludzi z Ligi, o zbrodniach Komitetu, o Karotechii, Carcossie i projekcie Majestic2. O rzeczach jakichś się dowiedziałem się za pośrednictwem channelingu i snów, o prawdzie zaczerpniętej z nadświadomości ludzkości i z ksiąg, z tekstów o Magii, ze słów sprowadzających obłęd. Cywilizacja to tylko sen, podobnie jak nasze życie, wiecie? Wszyscy umrzecie. Nie wieszczę apokalipsy, po prostu mówię banał, który jest całkowicie wypierany, a to uniemożliwia zrozumienie. Bez zrozumienia nie przyjdzie objawianie.
Trzeba za życia zabić w sobie zwierzę, by człowiecza część spróbowała sięgnąć po nieskończoność. Powiem wam jak i dlaczego. Odważycie się czytać?
1 komentarz:
Ja się odważę :D
Prześlij komentarz